15 kwietnia 2013

Niektórzy pacjenci źle reagują na leki i inne metody terapeutyczne. Chcą tylko, żebym im czytał swoje wiersze – mówi Marek Obersztyn, doktor nauk medycznych, neurolog z Przychodni Specjalistycznej Prosen.

 

Pan doktor leczy słowem?

Rozmawiam z pacjentami i czytam im swoje wiersze. Zabierają te wiersze do domu, bo są o nich. Pani wie, jaka to frajda dostać wiersz od swojego lekarza? Piszę, czytam i oddaję pacjentom. Nie wszystkie odbijam na ksero. Gdybym je gromadził, to byłyby ich pewnie setki. To nie jest poezja, bo ja się na poezji nie znam, to takie satyryczne rymowanki.

 

Pomagają w leczeniu?

50 procent, a może i więcej neurologicznych objawów, takich jak drżenie rąk, mrowienia, bóle i zawroty głowy, kołatanie serca, to zaburzenia psychosomatyczne, czyli takie, które nie są spowodowane jakąś organiczną przyczyną. Tu często leki nie pomagają. Najwyżej objawy zmienią swój charakter, np. przestanie boleć głowa, a zaczną się duszności albo bezgłos. W takich przypadkach istotną pomoc w leczeniu odgrywa psychoterapia. Leczy się tzw. ból napięciowy, czasem nazywany „bólem duszy”. Wszyscy mamy jakieś bóle – małżeńskie, pozamałżeńskie, kredytowe… Nierzadko jednak ból jest maską poważnych problemów emocjonalnych, które nie zawsze są uświadamiane. Więc gdy przychodzi pacjent, to go pytam, czy jest szczęśliwy. Proponuję różne formy psychoterapii jako wspomaganie leczenia farmakologicznego. Ale niektórzy pacjenci nie chcą rozmawiać, źle reagują na leki i inne metody terapeutyczne. Chcą tylko, żebym im czytał swoje wiersze. Bo wiersze trafiają do podświadomości, do uczuć. Wyzwalają emocje, oczyszczają. Bywa, że wiersz otwiera kontakt z pacjentem. Kobiecie w depresji napisałem coś w tym stylu: „Jak może piękna pani życie mieć tak do bani/ urodę mając i wdzięk/ doktorze choćbyś pękł, nie dowiesz się…”. I tak dalej, cały wiersz o tym, że doktor nie może zgadnąć, skąd ta depresja. Roześmiała się w głos i powiedziała, że nie śmiała się od kilku lat. W ten sposób zaczęliśmy pracę z jej bólami.

 

Ten kawałek ciekawy: „Wrzuć na luz,/ nie przybieraj żadnych póz/ Nie graj nic, sobą bądź/ W swoim życiu dziel i rządź…”. Można sobie śpiewać codziennie, jak „What a Wonderfull World” Louisa Armstronga.

A tu wiersz o bólu głowy. Szczególnie podoba się kobietom: „Wczoraj było tak przyjemnie/ wino ciurkiem lano we mnie/ byłam duszą towarzystwa/ dzisiaj płacę za to wszystko/ pójdę chyba do lekarza/ chociaż on w kółko powtarza/ proszę pani to migrena/ tego się wyleczyć nie da/ w domu cisza, ciemny pokój/ wszyscy wszystko robią wokół/ a ja leżę i mnie boli/ nie pozbędę się tej roli/ a wieczorem mąż kochany/ cicho tuli się do ściany/ nawet nie śmie dotknąć mnie/ No i co? Czy mnie jest źle?”. Zachęcam pacjentów do sportu i do znalezienia hobby. Hobby jest bardzo ważne. Jak się u mnie leczą, to muszą mieć hobby.

 

Muszą?

Muszą lubić coś robić. Jakże często ludzie wykonują pracę, której podświadomie nie chcą. Delikatna kobieta, mimoza, przewlekłe bóle głowy. Zajmuje się windykacją długów! Najlepiej, gdyby zmieniła pracę, ale to niełatwe, więc po nitce do kłębka dochodzimy do tego, że kiedyś grała na pianinie, które stoi teraz zakurzone w kącie. Proszę, aby odkurzyła instrument i zaczęła grać. Po miesiącu przychodzi i mówi, że czuje się dużo lepiej. Inny pacjent z przymusem budowania firm. Ze stresu już zaczął pić, ale ciągle budował. Pieniędzy ma na kilka pokoleń, ale musi budować. Pytam go, co lubił robić, zanim zaczął tworzyć firmy. Strzeliłem: „Może pan rzeźbił?”. „A tak, rzeźbiłem!” – ucieszył się. „To niech pan stworzy pracownię i zacznie rzeźbić”. Zrobił tak i życie sobie uratował. Ale czasem pacjenci się na mnie denerwują.

 

Bo mówi im pan, że mogą, a oni woleliby nie móc?

Narzekają: nie mam talentów. Każdy ma talent, to tylko kwestia motywacji. Daję siebie za przykład – nigdy ładnie nie malowałem, a teraz maluję obrazy. Piszę wiersze, biegam, jeżdżę na łyżwach, pływam. Jestem zdrowy, nic mnie nie boli.m Kiedyś odburknąłem pacjentce, żeby już przestała z tym, że nie ma talentu, bo nie święci garnki lepią. Poszła sobie, myślałem, że się obraziła. Ale nie. Za kilka miesięcy przyjeżdża z walizką pomalowanych ręcznie talerzy i chwali się, że teraz z tego żyje. Albo pacjent chory na SM. Leży w depresji na oddziale. Pytam go, czym się zajmował wcześniej. „Byłem architektem” – odpowiada. „No to chyba pan ładnie maluje?”. Ożywił się: „Malowałem obrazy!”. „To dlaczego pan nie maluje?”. Posmutniał: „Bo mam stwardnienie rozsiane”. „Ale rękami pan rusza?”. „No ruszam”. Zaczął malować. Nie wyzdrowiał od tego, ale jakość jego życia jest bez porównania lepsza, tworzy, poznaje nowych ludzi. Opowiem pani, jak rozmową pomogłem odzwyczaić pacjentkę od palenia papierosów. Najpierw pomogłem w bólach migrenowych jej córce. Córka namówiła na wizytę w moim prywatnym gabinecie mamę, doświadczoną lekarkę, leczącą jeszcze w Powstaniu Warszawskim. Przyszła, siada, rozmawiamy o Powstaniu. W pewnym momencie mówię: „Ale pani wie, że musi rzucić palenie?”. Tego się nie spodziewała: „Jak to muszę?”. „Bo pani córka uważa mnie za wspaniałego lekarza. Przeszły jej migreny. Jeśli po wizycie u mnie pani będzie paliła, jej te migreny wrócą”. I dalej rozmawiamy o Powstaniu. Wychodzi z gabinetu, chce mi płacić. Mówię, że nie biorę pieniędzy od lekarzy. To ona, że mi coś kupi. Ja: „Wszystko mam”. Ale po chwili zastanowienia mówię: „Dobrze, za każdym razem, gdy pani pomyśli o papierosie, pomyśli pani też, co mi kupić”. Zgodziła się, poszła. Dzwoni córka: „Panie doktorze, mama nie pali!”.

Wywiad jest uzupełnieniem tekstu „Siła słów. Powiedz to inaczej”

 

Rozmawiała R.A-D

źródło onet.pl